wtorek, 4 listopada 2014

Sława Ukrainie, Sława Polsce


Siedzimy na zakrapianej półoficjalnej kolacji z przedstawicielami lokalnej władzy, następują kolejne toasty za Ukrainę, za Polskę. Pytam się w pewnym momencie jednego z nich:
- A jak wrócicie do domu?...
- No jak, samochodami!
Ja zdziwiony mówię:
- Jak to samochodami, przecież pijemy już kolejna flaszkę wódki?
Gość się pochyla i z lekkim politowaniem mi tłumaczy:
- Nie ma problemu, my tu ważnymi ludźmi jesteśmy.
Teraz już nie mam wątpliwości, jestem na Ukrainie. Wszyscy tu chcą do Europy, wszyscy stawiają sobie Polskę za wzór. „Wam się udało, to i nam się uda” - słyszę. Tylko rozmówcy jakby nie zauważają tej drobnej różnicy, że mentalność mają inną... posowiecką. Myślą, że wszystko załatwią pieniędzmi, pozycją i wpływami, nawet szczególnie się z tym nie kryją. Pewnie mają rację. To Ukraina - jesień A.D. 2014.



Jedziemy przez Wołyń, szukając śladów polskości. Niewiele już jej zostało. Po wojnie Stalin skrzętnie wyczyścił Ukrainę, przesiedlając Polaków. Kolejne „polskie” wsie bez jakiegokolwiek Polaka. Kolejne mogiły Polaków za wsiami - partyzantów i zwykłych chłopskich rodzin wymordowanych przez ukraińskich nacjonalistów z UPA. 




Zatrzymujemy się we wsi Zasmyki, by zrobić parę ujęć filmowych. Z jednego z domów wychodzi babuleńka. Od słowa do słowa - Maria Wasiljewna, 450 zł emerytury, zbiera z pola co może, by mieć coś więcej do zjedzenia, na zimę zabierają ją dzieci do miasta. Maria Wasiljewna mówi, że mieszkała w Polsce, że przyszli i kazali im opuścić domy. Kto przyszedł, pytamy – no jak, Polacy przecież, odpowiada. Bydlęcymi wagonami przewieźli na Ukraińską stroną. Maria Wasiljewna była częścią tej wielokulturowej przedwojennej Polski, ale tamtego świata już nie ma. Stalin przesuwał narody jak pionki na szachownicy. Łomotanie do drzwi, „pakujcie się albo spalimy wasz dom”, usłyszała rodzina Marii Wasiljewnej od Polaków. Przywieziono ich do wsi, z których wcześniej wywieziono polskie rodziny. 



Jedziemy dalej, kolejna „polska” wieś Ochocin, w której nie ma nikogo z czasów przedwojennych, bo wszyscy zostali tu przywiezieni do opuszczonych przez Polaków domów. Pani Lidia mówi:
- Dlaczego oni nam to zrobili, przecież tak dobrze nam się żyło w Polsce, wszyscy się szanowaliśmy, my Ukraińcy i Polacy, wyrzucili nas.
Takie były czasy po wojnie, ale dziwnie się słucha takich historii i coraz lepiej się rozumie, dlaczego żyjemy w sztucznie czystym etnicznie kraju.



Na drodze ze wsi zatrzymuje nas Andrij, chce wiedzieć co my Polacy myślimy o Putinie i Rosji, bo my z Europy jesteśmy. Na początku jest nerwowo, ale okazuje się, że my też Putina nie lubimy. Po chwili pada parę miłych słów, parę gestów wzajemnego poparcia. Dla wschodu jesteśmy zachodnią Europą, dla zachodu ciągle dalekim wschodem.



Parę dni później spotykamy się z ukraińskim historykiem i człowiekiem blisko powiązanym z partią prezydenta Poroszenki. Pytam, co myśli o mordach, jakie Ukraińcy dokonywali na Polakach na Wołyniu. Artem odpowiada pytaniem na pytanie:
- A czy ktoś się zastanawia, dlaczego Ukraińcy nie mordowali Polaków przykładowo w '39 czy wcześniej... dlaczego dopiero w '43? Odpowiedź jest prosta – to Rosja inicjowała te działania. Spiskowa teoria dziejów, myślę. Może i tak, ale z drugiej strony Artem może mieć rację. Patrząc na współczesne działania Rosji i podżeganie nacjonalistycznych ambicji Osetii czy Abchazji, w obrębie Gruzji, a obecnie Krymu i Doniecka, wszystko to wydaje się mieć sens. W interesie Rosji było, by Ukraińcy i Polacy zaczęli się wzajemnie mordować i by zapanowała destabilizacja, w której łatwo manipulować narodami. Artem mówi:
- Nie można powiedzieć, że Wołyń był polski czy ukraiński. Wołyń to był piękny multikulturowy świat Żydów, Polaków i Ukraińców. Wołyń był Wołyniem. To było jak osobne państwo w państwie.
Z Artemem siedzimy przy wódce, jego nalewkach i skrzynce piwa. To jest Ukraina, tu się nikt nie oszczędza. Jak nie wypijesz do dna, kiedy jest wzniesiony toast, to możesz śmiertelnie urazić honor wznoszącego toast. Lecą kolejne toasty - za spotkanie, za przyjaźń i za kobiety. No i najważniejszy „Sława Ukrainie, Sława Polsce”.



Kolejny wieczór, pytam Artema, co z obecną sytuacją na wschodzie Ukrainy, czy będą odbijać Donieck. Artem chwilę myśli i mówi:
- Powiem Ci to, czego nikt głośno tu nie wypowiada: my już nie chcemy Doniecka.
Zaczyna się gorąca dyskusja... ale jak to, co, kto, dlaczego? Artem się trochę zasępia i tłumaczy.
- Donieck nigdy nie był prawdziwą ukraińską ziemią, to miejsce, gdzie przyjechała tylko ludność napływowa. Miasto powstało pod koniec XIX wieku i, ściągało do siebie całą swołocz z Rosji. To jak wrzód na państwie ukraińskim, zawsze był z Donieckiem problem, bo ludzie tam czuli się przynależni do Rosji nie do Ukrainy.
Pytam więc – co będzie dalej, walczycie o Donieck, czy nie?
- Nikt tego oficjalnie nie powie, ale władza jest pogodzona z tym, że to już nie będzie prawdziwa Ukraina, nie warto o to walczyć, ale też nikt nie powie, że odpuszcza – nie może. Szkoda tylko tych chłopaków, co tam pojechali walczyć i zginęli. Taka polityka.
Oleg podnosi kieliszek. „Sława Ukrainie, Sława Polsce”.



 Siedzimy w mieszkaniu u pani Stanisławy, jednej z nielicznych Polek, która nie wyjechała po wojnie do Polski. Rozmawiamy o zbrodniach UPA. Pani Stanisława zapytana o to, kto według niej zabił jej ojca w '43, odpowiada, że przed kamerą nie powie. Minęło 70 lat, a ludzie ciągle się boją, pamiętają, jak partyzanci UPA mordowali i mimo lat strach jest ciągle żywy. Pani Stanisława przy wyłączonej kamerze opowiada o polskich dziewczynach, którym nacjonaliści obcinali piersi, potem przywiązywali do koni, które rozrywały ich ciała. To nie są jednostkowe historie, w relacjach często pojawiają się opowieści o bestialskich mordach Ukraińców z UPA na polskiej ludności. Po tym, co ci ludzie widzieli, strach jest silniejszy niż dziesiątki lat, jakie minęły. Polska i Ukraina mają bardzo bolesną wspólną historię, nie zawsze byliśmy takimi przyjaciółmi jak dzisiaj. Historycy szacują, że z rąk Ukraińców na Wołyniu zginęło 50-60 tysięcy Polaków, oraz 2-3 tysiące Ukraińców w wyniku działań odwetowych polskiej samoobrony. Dziś ukraińska ulica nie pamięta o latach 40. XX wieku. Jeśli nawet pamięta, nie uznaje już tego za ważne. Dziś ukraińska ulica jest wpatrzona w Polskę, bo przecież jesteśmy dla nich krainą europejskiej szczęśliwości, bezpieczeństwa i dobrobytu. Nie często spotykałem się z tyloma wyrazami sympatii wobec Polski i Polaków, jak obecnie na Wołyniu... chichot historii. 




Ludzie żyją wojną, która toczy się na wschodzie. Każdego, z kim rozmawiam, pytam o to, co myśli o tej wojnie i czy się boi. Ludzie raczej są spokojni, mówią, że to na całe szczęście daleko. Jednocześnie w każdej ze wsi, gdzie byliśmy, słyszę opowieści o tych, co zginęli pod Donieckiem.
- U nas na wojnę poszło paru chłopaków. Był taki Dynyło, to dobry chłopak, studiował w Kijowie, poszedł do ochotniczego batalionu Azow. Ktoś rzucił granat i on, by uratować kolegów, zakrył ten granat własnym ciałem. Nie było co zbierać, ale jak pogrzeb był we wsi, to wszyscy mężczyźni płakali. 



W każdej wsi słyszałem historie o tych, co już nie wrócili. W każdym mieście jest taka ściana pamięci ofiar - tych, co zginęli na Majdania, a obok są zdjęcia tych, co zginęli na wschodzie Ukrainy. Z drugiej strony słyszę, że jak ktoś ma pieniądze, to wysyła szybko swojego syna na studia w głąb Europy, by armia o niego się nie upomniała. Jak ktoś już studiuje za granicą, to nie wraca na Ukrainę, bo były przypadki, że służby graniczne nie pozwalały już na opuszczenie kraju... Armia czeka. Społeczeństwo jest spolaryzowane, jedni są gotowi ginąć za kraj, inni zrobią wszystko, by się od tego wywinąć.




Patrzę na to wszystko z boku i się zastanawiam, co ja bym zrobił? Wziął kałasznikowa i poszedł walczyć? Z polskiej perspektywy to wręcz brzmi absurdalnie. Nie musimy dokonywać takich wyborów, więc wydaje się, że jesteśmy bezpieczni. Spokojnie rozstrzygamy nasze „wielkie” problemy - jaki model telefonu wybrać, gdzie w tym roku wyjechać na wakacje. Będąc na Ukrainie zrozumiałem, że tak naprawdę uciekamy od myślenia o tym, czym jest patriotyzm, czym jest ojczyzna, uciekamy, bo tak łatwiej. Nikt nie mówi „sprawdzam”. Natomiast na Ukrainie codziennie ktoś mówi „sprawdzam” - musisz się opowiedzieć, na ile ważna jest dla ciebie godność, honor, ojczyzna. Zrozumiałem, w jak szczęśliwym kraju mieszkam, kraju, który jest bezpieczny i nie pyta mnie o to, czy kocham swoją ojczyznę, tylko - czy chcę powiększyć limit na karcie kredytowej.
„Sława Ukrainie, Sława Polsce”.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz