Wczesnym rankiem na dworcu autobusowym
w Kutaisi panuje gwar. Szukam marszrutki do Chiatury. Kierunek mało
popularny wśród turystów. W busie sami miejscowi. Miejsce, do
którego jadę, nie zostało opisane w żadnym przewodniku, nawet
Lonley Planet nie wspomina o nim słowem. Rok temu zobaczyłem
fotoreportaż Reutersa z Chiatury i już wiedziałem, że muszę
zobaczyć to miasto na własne oczy. To był kolejny powód, by kupić
bilet do Gruzji.
Górnicze miasto Chiatura powstało pod
koniec XIX wieku, gdy na okolicznych wzgórzach odkryto bogate złoża
ród manganu. Przemysł wydobywczy i przetwórczy ruszył pełna
parą. W czasach największej świetności miasta, 60 procent
światowej produkcji manganu pochodziło z Chiatury. Miasto stało
się oczkiem w głowie towarzysza Stalina. Miało tylko jedną
poważną wadę, było położone w dolinie rzeki Kvirila, a kopalnie
znajdowały się na otaczających wzgórzach. Długa i męcząca
droga dotarcia do pracy obniżała efektywność górników. Z
początkiem lat 50. zapadła decyzja o budowie pierwszej na terenie
ZSRR osobowej kolejki linowej, będącej formą komunikacji
miejskiej. W roku 1953 zostaje otworzona pierwsza linia powietrznych
tramwajów.
Mamy rok 2014, wydaje się, jakby czas się tu zatrzymał w latach 50. Wagony i stacja w niezmienionym kształcie. Dokładnie te same blaszane kapsuły pną się na stalowych linach, tak dziś, jak i 60 lat temu. Kolejne warstwy farby są tylko złudzeniem odnowy. Telefon w głębi wagonu tak samo dzwonił w talach 50 jak i dziś.
Wsiadam, wagonik pnie się do góry. W
oddali na pierwszym planie bloki mieszkalne. Zapewne w Polsce nikt by
nie dopuścił tego wagonika do ruchu, zapewne jedyne miejsce, gdzie
mógłbym go podziwiać, to muzeum. Tu jednak nikt nie zdaje się
zdradzać, że coś jest nie tak. Ludzie z zakupami wracają do domu,
biegną, by zdążyć na „tramwaj” do domu.
Na górze ze stacją w stylu pałacowym
sąsiadują stare bloki. Zabudowa na dole miasta jest dobrze
utrzymana, ale tu widocznie niewiele osób chce mieszkać i wszystko
popada w ruinę. Jakość budownictwa z wielkiej płyty odbiega
znacznie od tego co mamy w Polsce, wszystko szybciej się rozpada i
niszczeje. Zadziwia mozaikowość pejzażu - obok zupełnie pustych
lokali bez okien znajdują się takie, gdzie właśnie wstawiono nowe
plastikowe. Przed blokiem biegają zwierzęta gospodarskie, od taka
specyfika Kaukazu.
Czekam na kolejkę powrotną i znów
zaczynają się rozmowy, żarty i propozycje matrymonialne. Bo widzą,
że sam podróżuję i chcą ot tak po gruzińsku się zaopiekować,
pomóc i życie mi ułożyć. Nikt oczywiście nie zna angielskiego,
ja ledwo dukam po rosyjsku, ale dużo nie potrzeba, by się dogadać.
„U Ciebie żona jest? Nie? To my znajdziemy”, no i znowu śmiech.
Po upadku ZSRR przemysł w Chiaturze
przestał działać. Dopiero po rewolucji róż w 2003 roku, wszystko
ruszyło na nowo. Kopalnia i zakłady przetwórcze trafiły do
prywatnego właściciela – brytyjskiego koncernu Stemcor. Niestety
praktycznie nie zmieniło to sytuacji miasta, zakładów i kolejek.
Kompletny brak inwestycji i drenowanie surowców naturalnych tego
rejonu - taki pomysł ma na to miejsce wielka brytyjska korporacja.
Kolejna ze stacji powstała w latach
60. Z jednego miejsca rozchodzą się 3 trasy kolejek. Wagoniki, od
stanu sprzed 50 lat, odróżnia jedynie doklejona na zewnątrz
reklama. Pół wieku żywotności wspaniałej rosyjskiej myśli
technicznej.
Na kolejnym wzgórzu spotykam Vasila,
chce mi pokazać miasto ze wzgórza, ponoć tam najlepiej widać.
Rozmawiamy chwilę, ale nie mam czasu iść z nim dalej, jeszcze tego
samego dnia muszę wracać do Kutaisi - wielka szkoda, bo znajomość
zapowiadała się znakomicie.
To chyba najpiękniejsze miejsce
oczekiwania na środek miejskiego transportu, jakie kiedykolwiek
widziałem. Na platformie na przejazd czeka dziewczyna, patrząc na
nią zdaję sobie sprawę, że tutejsze konstrukcje mają ekstremalnie marne zabezpieczenia, praktycznie jeden chwiejny
krok po kilku kieliszkach wina... i spadam w przepaść.
Za czasów ZSRR wybudowano 21 tras
kolejek linowych. Łączyły z sobą nie tylko dolne części miasta
z górnymi, ale również były rozpięte między wzgórzami za
miastem. W internecie znalazłem informację, że do dziś
funkcjonuje 15 linii o łącznej długości około 6500 metrów
trasy. Najbardziej strome podjazdy mają 48 stopni, a najdłuższy
950 metrów. Z moich rozmów z mieszkańcami wynikało, że obecnie
działa 5 linii w samym mieście i być może jeszcze parę na
obrzeżach.
Cały urok Chiatury polega na tym, że
nie jest skansenem byłego ZSRR, jest żywym organizmem.
Dwudziestotysięcznym miastem o niezwykłych walorach krajobrazu.
Zapewne za parę lat stanie się kolejną znaną atrakcją
turystyczną Gruzji. Wagoniki odnowią i zaczną sprzedawać drogie
bilety turystom (obecnie przejazdy są darmowe, albo kosztują 20
groszy). Na całe szczęście mi udało się zdążyć i zobaczyć to
miasto z jego naturalnym charakterem, bez otoczki „świata” dla
turystów.
kapitalne miejsce.
OdpowiedzUsuń