Mówienie, że Lwów jest piękny, to banał… tylko że on
naprawdę jest cholernie piękny i nie sposób inaczej tego ująć niż w samych
zachwytach. W latach 90. jeździłem do Krakowa, by tam z aparatem szlajać się po
klimatycznych uliczkach, zaglądać na podwórka, wieczorami pić piwo w cieniu
starych kamienic (ukochany Dym na św.Tomasza). Później Kraków odkryli turyści z
Zachodu i wszystko zmieniło się nieodwracalnie. Najazdy Brytyjczyków, wylew
tandetnych knajp i dyskotek, tłumy na ulicach i ceny na inną kieszeń. Straciłem
swoje ukochane miasto, które tak naprawdę nigdy nie było moje. Znajomi już od
lat mówili „jeśli lubisz Kraków, to musisz zobaczyć Lwów” i choć bywałem już na
Ukrainie, to zawsze Lwów zostawał nieodkryty. Rok temu pojechałem tam po raz
pierwszy i to była miłość od pierwszego wejrzenia. W tym roku powtórzyłem
odwiedziny i tak to już chyba będzie trwało. Oby tylko nikt o tym mieście nie
opowiedział Brytyjczykom ;-)
Sercem miasta jest rynek, ale najwięcej radości dostarcza przeczesywanie małych uliczek starówki i obszaru pod Górą Zamkową. To tutaj, tak jak dawniej w Krakowie, można ciągle zaglądać na podwórka, których nie bronią jeszcze domofony i nowe bramy. Co kawałek można odkryć jakiś ciekawy detal art deco, czy na murze polski napis z dwudziestolecia międzywojennego. Wszystko to miesza się z postsowieckim duchem byłej republiki ZSRR.
Moim ulubionym zabytkiem we Lwowie jest Katedra Ormiańska.
Choć prezbiterium katedry powstało z XIV wieku, to duża część zdobień pochodzi
z pierwszej połowy XX wieku. Połączenie stylów – secesji i modernizmu z
ornamentyką ormiańską - dało świątyni niezwykle oryginalny charakter.
Najbardziej urzekają malowidła Jana Henryka Rosena i mozaika Józefa Mehoffera.
Świątynię najlepiej odwiedzić w czasie niedzielnej mszy, by usłyszeć niezwykłe
śpiewy chóru i doświadczyć tej niepowtarzalnej atmosfery.
Na Cmentarzu Łyczakowskim mogłem spędzić tylko jedną godzinę i to było zdecydowanie za mało. To miejsce pochówku Mari Konpnickiej, Gabrieli Zapolskiej i wielu innych wybitnych Polaków. Cały urok cmentarza kryje się w pięknych pomnikach, o wielu z nich można czytać w przewodnikach zaskakujące historie. Tak jak o pewnym kupcu, po śmierci którego jego dwa wierne psy tak długo warowały przy grobie, aż zdechły, a żona kupca postawiła im pomniki. Osobną część cmentarza stanowi kwatera Orląt, czyli polskich obrońców Lwowa z 1918 roku. Polaków, którzy bronili miasta przed zajęciem go przez Ukraińców. To kolejny aspekt naszej wspólnej powikłanej historii.
Sercem miasta jest rynek, ale najwięcej radości dostarcza przeczesywanie małych uliczek starówki i obszaru pod Górą Zamkową. To tutaj, tak jak dawniej w Krakowie, można ciągle zaglądać na podwórka, których nie bronią jeszcze domofony i nowe bramy. Co kawałek można odkryć jakiś ciekawy detal art deco, czy na murze polski napis z dwudziestolecia międzywojennego. Wszystko to miesza się z postsowieckim duchem byłej republiki ZSRR.
Na Cmentarzu Łyczakowskim mogłem spędzić tylko jedną godzinę i to było zdecydowanie za mało. To miejsce pochówku Mari Konpnickiej, Gabrieli Zapolskiej i wielu innych wybitnych Polaków. Cały urok cmentarza kryje się w pięknych pomnikach, o wielu z nich można czytać w przewodnikach zaskakujące historie. Tak jak o pewnym kupcu, po śmierci którego jego dwa wierne psy tak długo warowały przy grobie, aż zdechły, a żona kupca postawiła im pomniki. Osobną część cmentarza stanowi kwatera Orląt, czyli polskich obrońców Lwowa z 1918 roku. Polaków, którzy bronili miasta przed zajęciem go przez Ukraińców. To kolejny aspekt naszej wspólnej powikłanej historii.