26 kwietnia w Kazachstanie odbyły się wybory prezydenckie. Po raz piąty z rzędu na najwyższe stanowisko w państwie został wybrany Nursułtan Nazarbajew. Uzyskał wynik 97,75% i nie było to nic nadzwyczajnego, bo od 25 lat uzyskuje podobne wyniki w wyborach. Nic dodać, nic ująć - naród kocha swojego prezydenta.
Jadąc samochodem z kazachstańskim znajomym, zapytałem go,
dlaczego nie ma w kraju opozycji, która mogłaby wystawić odpowiedniego
kontrkandydata. Okazało się - odpowiedział Witali - że wszyscy z opozycji byli
złodziejami i musieli wyjechać z kraju. Upsss... Co ciekawe, ludzie są tam
naprawdę szczęśliwi i dumni za swojego kraju. Najbardziej dumni ze swojej nowej
stolicy – Astany. Wielkiego pomnika, jaki wystawił sobie sam Nazarbajew, przenosząc stolicę z Ałmaty w nowe miejsce. Budując
w ciągu ostatnich 25 lat miasto praktycznie od nowa na kazachskim stepie.
Sercem miasta jest monument i jednocześnie wieża widokowa
„Bäjterek”. Stojąc pośrodku kompleksu nowoczesnych budynków, zapewnia najlepszy
widok na rozkwitające miasto. Na najwyższym tarasie znajduje się centralnie
umieszczony postument z odciskiem dłoni prezydenta. Każdy obywatel, który tu
przychodzi, musi zrobić pamiątkowe zdjęcie w momencie przykładania swojej dłoni
w miejsce zaskakująco dużej dłoni prezydenckiej. W ten sposób dokonuje się
cudowne połączenia obywatela ze swoim ukochanym władcą absolutnym.
Najbardziej zaskakujące jest spojrzenie na krańce miasta,
wtedy dopiero wyraźnie widać, jak miasto wchodzi w step i że właściwie dalej
nic już nie ma. Na zdjęciach meczet Nur-Astana na 5000 wiernych. Dar sułtana
Kataru dla prezydenta Nazarbajewa.
W centralnej dzielnicy miasta najwięcej jest budynków
rządowych. Na skraju całego obszaru utytułowany jest pałac prezydencki Ak Orda.
Architektonicznie będący lekką kopią amerykańskiego Białego Domu.
Złote okrągłe biurowce stające nieopodal są prześmiewczo
nazywane puszkami piwa. Spotkany milicjant bardzo chciał porozmawiać. Pyta,
skąd jestem, mówię, że z Polski... myśli, myśli... a to gdzieś obok USA? No
cóż, już mnie korciło, żeby odpowiedzieć, że tak... że prawie, no mało nam
brakuje. Jednak jakoś wzięło mnie na uczciwość. Potem jeszcze seria pytań - co
robię i co widziałem w Kazachstanie, no ale jak doszło do tego, że nie jadłem
kiełbasy z konia (konie w Kazachstanie są traktowane w kwestiach kulinarnych na
równi z krowami)... to jakoś dziwnie się zrobiło i nie mógł zrozumieć, że nie
chcę spróbować.
Obok pałacu prezydenckiego znajduje się filharmonia. Budynek
z salą na 3500 miejsc jest wykorzystywany zazwyczaj, około... 3 razy w roku. Na
oficjalnej stronie filharmonii nie ma nawet repertuaru koncertów, jest za to
cennik dla każdego, kto by chciał wynająć sobie to monstrum. Tutaj, jak i na
każdym innym nowoczesnym budynku, znajdziemy dużą metalową tablicę z
informacją, że obiekt ten powstał dzięki miłościwie panującemu prezydentowi.
Tak by nie było wątpliwości... tak dla potomnych.
Kawałek dalej, już za pałacem, inna niezwykła budowla.
Piramida Pokoju i Pojednania. 62 metry wysokości, 5 kondygnacji. W środku teatr
operowy i centrum konferencyjne. Dalej za piramidą największy w Azji Środkowej
meczet. Wnętrze świątyni zajmuje obszar 17,5 tys. metrów kwadratowych. Ten
obraz pokazuje, jak różnorodne jest to miasto. Symbol wielkości prezydenta.
Symbol islamu, który jest wiarą 70% ludności Kazachstanu i nowoczesne
mrówkowce, pokazujące tempo w jakim rozwija się to miasto.
Astana ma też drugą stronę, której nie widać na tych zdjęciach.
To przedmieścia, doklejone gdzieś z boku miasta. Rozsypujące się budynki i
bieda prostych ludzi. Ktoś przecież musiał to wszystko zbudować. Tego
oczywiście nie widać z pałacu prezydenckiego. Ważne, aby w świat poszedł
komunikat o wspaniałości miasta i prezydenta... resztę się jakoś zakryje, nim
przyjedzie cały świat, by zobaczyć Expo 2017 w Astanie.