piątek, 19 czerwca 2015

Astana - królestwo Nursułtana Nazarbajewa


26 kwietnia w Kazachstanie odbyły się wybory prezydenckie. Po raz piąty z rzędu na najwyższe stanowisko w państwie został wybrany Nursułtan Nazarbajew. Uzyskał wynik 97,75% i nie było to nic nadzwyczajnego, bo od 25 lat uzyskuje podobne wyniki w wyborach. Nic dodać, nic ująć - naród kocha swojego prezydenta.



Jadąc samochodem z kazachstańskim znajomym, zapytałem go, dlaczego nie ma w kraju opozycji, która mogłaby wystawić odpowiedniego kontrkandydata. Okazało się - odpowiedział Witali - że wszyscy z opozycji byli złodziejami i musieli wyjechać z kraju. Upsss... Co ciekawe, ludzie są tam naprawdę szczęśliwi i dumni za swojego kraju. Najbardziej dumni ze swojej nowej stolicy – Astany. Wielkiego pomnika, jaki wystawił sobie sam Nazarbajew, przenosząc stolicę z Ałmaty w nowe miejsce. Budując w ciągu ostatnich 25 lat miasto praktycznie od nowa na kazachskim stepie.





Sercem miasta jest monument i jednocześnie wieża widokowa „Bäjterek”. Stojąc pośrodku kompleksu nowoczesnych budynków, zapewnia najlepszy widok na rozkwitające miasto. Na najwyższym tarasie znajduje się centralnie umieszczony postument z odciskiem dłoni prezydenta. Każdy obywatel, który tu przychodzi, musi zrobić pamiątkowe zdjęcie w momencie przykładania swojej dłoni w miejsce zaskakująco dużej dłoni prezydenckiej. W ten sposób dokonuje się cudowne połączenia obywatela ze swoim ukochanym władcą absolutnym.





Najbardziej zaskakujące jest spojrzenie na krańce miasta, wtedy dopiero wyraźnie widać, jak miasto wchodzi w step i że właściwie dalej nic już nie ma. Na zdjęciach meczet Nur-Astana na 5000 wiernych. Dar sułtana Kataru dla prezydenta Nazarbajewa.





W centralnej dzielnicy miasta najwięcej jest budynków rządowych. Na skraju całego obszaru utytułowany jest pałac prezydencki Ak Orda. Architektonicznie będący lekką kopią amerykańskiego Białego Domu.




Złote okrągłe biurowce stające nieopodal są prześmiewczo nazywane puszkami piwa. Spotkany milicjant bardzo chciał porozmawiać. Pyta, skąd jestem, mówię, że z Polski... myśli, myśli... a to gdzieś obok USA? No cóż, już mnie korciło, żeby odpowiedzieć, że tak... że prawie, no mało nam brakuje. Jednak jakoś wzięło mnie na uczciwość. Potem jeszcze seria pytań - co robię i co widziałem w Kazachstanie, no ale jak doszło do tego, że nie jadłem kiełbasy z konia (konie w Kazachstanie są traktowane w kwestiach kulinarnych na równi z krowami)... to jakoś dziwnie się zrobiło i nie mógł zrozumieć, że nie chcę spróbować.



Obok pałacu prezydenckiego znajduje się filharmonia. Budynek z salą na 3500 miejsc jest wykorzystywany zazwyczaj, około... 3 razy w roku. Na oficjalnej stronie filharmonii nie ma nawet repertuaru koncertów, jest za to cennik dla każdego, kto by chciał wynająć sobie to monstrum. Tutaj, jak i na każdym innym nowoczesnym budynku, znajdziemy dużą metalową tablicę z informacją, że obiekt ten powstał dzięki miłościwie panującemu prezydentowi. Tak by nie było wątpliwości... tak dla potomnych.





Kawałek dalej, już za pałacem, inna niezwykła budowla. Piramida Pokoju i Pojednania. 62 metry wysokości, 5 kondygnacji. W środku teatr operowy i centrum konferencyjne. Dalej za piramidą największy w Azji Środkowej meczet. Wnętrze świątyni zajmuje obszar 17,5 tys. metrów kwadratowych. Ten obraz pokazuje, jak różnorodne jest to miasto. Symbol wielkości prezydenta. Symbol islamu, który jest wiarą 70% ludności Kazachstanu i nowoczesne mrówkowce, pokazujące tempo w jakim rozwija się to miasto.



Astana ma też drugą stronę, której nie widać na tych zdjęciach. To przedmieścia, doklejone gdzieś z boku miasta. Rozsypujące się budynki i bieda prostych ludzi. Ktoś przecież musiał to wszystko zbudować. Tego oczywiście nie widać z pałacu prezydenckiego. Ważne, aby w świat poszedł komunikat o wspaniałości miasta i prezydenta... resztę się jakoś zakryje, nim przyjedzie cały świat, by zobaczyć Expo 2017 w Astanie.